W zawodowym peletonie

W ZAWODOWYM PELETONIE cz.2

Małgorzata Jasińska: „Złoto mistrzostw Polski w ITT dzięki starannie zaplanowanym watom”

W drugiej, dostępnej pod tym linkiem, części cyklu „W zawodowym peletonie” platformy treningowej AiTrainer, Małgorzata Jasińska, Bartosz Huzarski i Przemysław Niemiec rozmawiają o przerwie od roweru, przygotowaniach do sezonu, przestawianiu się na wymagające treningi w zachodnich ekipach, jeździe z pulsometrem i miernikiem mocy oraz odprawie przed wyścigiem.

A te ciągnęły się, jak wspominają goście AiTrainer, w nieskończoność. Były jednak konieczne, pod warunkiem, że rzeczywiście przebieg trasy wyścigu i jej newralgiczne miejsca zostały uprzednio naprawdę dobrze sprawdzone. – Nie wszystkie ekipy kobiece mają wystarczający personel, by dzień wcześniej wysłać kogoś na objazd – mówi Małgorzata Jasińska. – W jednym z wyścigów obejrzeliśmy tylko profil w roadbook’u, nie wyglądało to źle. Kiedy peleton zwolnił, bo wszyscy, oprócz naszej ekipy, wiedzieli, co nas za chwilę czeka, wyrwałam samotnie do przodu. Na krótko. Po wyjściu z ostrego zakrętu zatrzymała mnie niemal pionowa sztajfa, która na grafice w książce wyścigu wyglądała niegroźnie…

Pulsometr i miernik mocy

Pytani o pierwsze treningi z pulsometrem i miernikiem mocy i o to, czy nadal, już na kolarskiej emeryturze, z nimi trenują zgodnie odpowiadają, że niezależnie od poziomu wytrenowania, tego, czy jeździ się amatorsko, czy zawodowo, ważniejsza od liczb jest znajomość swojego ciała. – Nałożenie własnych odczuć, doświadczenia i wskazań miernika mocy czy pulsometru daje najlepsze efekty, tylko trzeba umieć to wszystko ze sobą zestawić – podkreśla Bartosz Huzarski, którego najbardziej dziś cieszy kolarstwo romantyczne, co nie oznacza, że wciąż nie bawi go rywalizacja i wiele godzin spędzonych na siodełku.

– Moją pierwszą koszulkę mistrzyni Polski w jeździe indywidualnej na czas zdobyłam jadąc dokładnie według wcześniej określonych wskazań miernika mocy – mówi Małgorzata Jasińska. – To było wykalkulowane zwycięstwo, ale ta taktyka była konieczna, bo nie potrafiłam inaczej. Dotąd w pierwszej części czasówki dawałam z siebie wszystko, a później mnie odcinało.

Trening na watach

Niemiec „na watach” jeździ od 2011 roku, kiedy trafił do Lampre. – Na początku wydawało mi się to jakimś kosmosem, ale szybko się nauczyłem z tego urządzenia korzystać – wspomina. – Mój najlepszy w Tour de Pologne w 2014 roku – 5. miejsce w „generalce” – osiągnąłem dzięki czasówce, którą jechałem, trzymając średnią moc 380 watów. Nie jechałem wpatrzony w ekran, bo dyrektor sportowy miał podgląd w aucie i przez radio podawał mi komunikaty: „dołóż”, „za dużo”, „jest dobrze”.

Newsletter
Chcesz być na bieżąco?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *